Wiedza Ochrania, Ignorancja Naraża !


Wbrew fizjologii (strona 10)


JACEK CZELEJ, doktor nauk medycznych, pediatra, organizator ochrony zdrowia, ojciec dwojga dzieci

Spadek odporności organizmu może mieć bardzo różne przyczyny. Często nie bierzemy pod uwagę najprostszych, takich jak przegrzewanie dziecka czy niewłaściwa dieta, uboga w warzywa i owoce. Jeszcze trudniej zrozumieć rodzicom, że siły obronne organizmu osłabia ciągłe przesiadywanie przed telewizorem czy ekranem komputera (brak ruchu) i niepotrzebne stresy spowodowane m.in. oglądaniem telewizji.

Żeby wzmocnić organizm malucha, sięga się najczęściej po rozmaite mało fizjologiczne metody czy preparaty. To sposób na doraźne zlikwidowanie skutków, lecz nie przyczyn kiepskiej kondycji pacjenta. Sukces jest więc na ogół krótkotrwały.

Popularne szczepionki poliwalentne (wieloskładnikowe, podawane doustnie lub do nosa), które mają podnieść ogólną odporność dziecka, mogą rozchwiać jego system immunologiczny. Nie są dobrane do indywidualnych potrzeb, mogą więc dawać odczyny alergiczne i rozmaite powikłania. W rezultacie organizm staje się z czasem coraz bardziej bezbronny.

Zagraniczne szczepionki uodporniające produkowane są na bazie lokalnej flory bakteryjnej, co zmniejsza ich skuteczność w naszych warunkach. Dlatego, jeśli już koniecznie chcemy podawać maluchowi preparat tego rodzaju, powinniśmy wybrać szczepionkę rodzimej produkcji.

System immunologiczny dziecka i tak jest już obciążony szczepieniami obowiązkowymi. Każfile:///home/pawel/cass/szczepienia/strona10.htmlda dodatkowa ingerencja sprawia, że "trzeszczy on w szwach". Nie można bezkarnie faszerować dziecka wszystkimi możliwymi szczepionkami: przeciw nawracającym infekcjom, grypie, zapaleniu opon mózgowych itp.

Nie jestem też zwolennikiem skojarzonej szczepionki przeciw śwince, odrze i różyczce. Ma ona potrójną "siłę rażenia", jest podawana pozajelitowo, może dawać doraźne i odległe powikłania, a przecież w naturalnych warunkach dziecko nie zapada na wszystkie te choroby jednocześnie. Zresztą szczepionka i tak nie chroni pacjenta przed zachorowaniem w stu procentach.

Matki chętnie kupują witaminy i mikroelementy w tabletkach łatwiej podać maluchowi pastylkę, która zawiera "wszystko, czego dziecko potrzebuje", niż poświęcić trochę czasu i uwagi jego diecie. Tymczasem taka pastylka to czysta chemia plus, również sztuczne, dodatki smakowe. Znacznie lepiej służą dziecku witaminy pochodzenia naturalnego owoców i warzyw. Jeżeli matka koniecznie chce uzupełnić dietę malucha gotowym preparatem, radziłbym najpierw przeprowadzić proste badanie kosmyka włosów. Pozwoli ono lekarzowi ocenić ewentualne niedobory soli mineralnych i mikroelementów oraz dobrać odpowiedni preparat. Polecam w tych przypadkach preparaty pochodzenia naturalnego, dostępne bez recepty. Przy niedoborach magnezu i nadmiarze metali ciężkich można zastosować np. Homeomag w tabletkach do ssania, zaś przy niedoborach soli mineralnych i mikroelementów np. Rexorubię w granulacie"

Źródło: forum.gazeta.pl

***
Problemy przemysłu szczepionkowego

Dr Jerzy Jaśkowski
cz. I

moda - zwyczaj, pęd, popularność (praktyczny słownik wyrazów bliskoznacznych). Przed kilku dniami ukazał się w Wieczorze Wybrzeża artykuł pt. Szczepionki. Jak wynikało z jego treści, przed rokiem w dwu czasopismach popularnonaukowych przedstawiono przedruk raportu Alana Philipsa opartego m.in. na danych Departamentu Epidemiologii Stanów Zjednoczonych. W związku z tym, że raport ten przedstawiał nieznane w Polsce informacje, uważałem za właściwe przedstawienie go szerszemu ogółowi czytelników. W myśl bowiem także deklaracji Praw Człowieka każdy powinien mieć dostęp do informacji dotyczących jego zdrowia. Zdziwiony i zaskoczony zostałem faktem, że wbrew zarówno Kodeksowi Etyki Lekarskiej, jak również dobrym obyczajom Prawa Prasowego znaleźli się ludzie odpowiedzialni za "przemysł szczepionkowy", którzy zamiast przysłać swoje wątpliwości dotyczące Raportu do redakcji, która zamieściła Raport, rozpoczęli kampanię objazdową w Polsce, oczywiście na koszt podatników. W związku z ucieczką "moich adwersarzy" od merytorycznej dyskusji, na łamach czasopism fachowych, prowadzimy ją otwartą dla wszystkich. Każdy jest kowalem swego losu i każdy powinien mieć prawo wyboru tej lub innej metody leczenia. Od ok. 20 lat zmienia się stosunek do ochrony zdrowia na całym świecie. To pacjent, rzeczowo poinformowany, powinien, dokonywać wyboru metody i sposobu leczenia a nie bliżej niezidentyfikowany urzędnik zza biurka. Takie decyzje zza biurka, przeżywaliśmy w minionym okresie komunizmu. Przykładem podawanie jodu po terminie i brak zabezpieczenia dzieci po katastrofie w Czarnobylu. Niestety stare przysłowie mówi "czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci". Niektórzy nie mogą zrozumieć, że pacjent to też człowiek.
Prof. Magdzik, jeżdżący po Polsce z tematem "Walka z ruchami antyszczepionkowymi" stosuje prosty chwyt socjotechniczny. Przyznaje na początku, że pomimo iż jest ekspertem krajowym, to nie zna danych Departamentu Epidemiologii USA, ale walkę toczy nie z tymi danymi z Depeartamentu Epidemiologii ale z lekarzem z Polski. Jest to sytuacja podobna do tej, w jakiej winą za zły list obarczamy pocztę, a nie nadawcę. Ale wycieczki po Polsce dotyczące danych Departamentu USA nie znalazłyby uzasadnienia. Natomiast wycieczki w związku z "ruchami" to co innego.

Historia medycyny zna przypadki mody, która trwała znacznie dłużej aniżeli czas szczepionek. Np w XVI wieku lekarze w majestacie oficjalnej medycyny przez prawie 200 lat, a więc 8 pokoleń leczyli wszystkich pacjentów bez względu na chorobę lewatywami. Inni lekarze także przez ponad 100 lat leczyli chorych upustami krwi, wysyłając na tamten świat nawet królów. Tak więc mody nie są niczym nowym w medycynie. Zjawisko to nasila się ostatnio z powodu redukcji finansów przeznaczanych na służbę zdrowia. Każdy z czytelników może sprawdzić osobiście, że w przychodniach lekarskich zamiast czasopism fachowych dominują prospekty- reklamy firm farmaceutycznych. W liczbach oznacza to redukcję przez kolejne rządy piśmiennictwa medycznego - fachowego z 10 000 000 egzemplarzy do nieco ponad 2 000 000 egz., czyli o ponad 500 %. Wiadomo bowiem bezspornie, że czym mniej wiedzy z książek, tym więcej dezinformacji można posiać. Tak się dziwnie składa, że nikt poważnie nie traktuje reklamy z wyjątkiem tej, która dotyczy zdrowia i leków. A przecież zasada reklamy jest ta sama, trzeba sprzedać. Natomiast za zupełny sukces należy poczytać fakt sprzedaży w aureoli dobroczyńcy zdrowia. I o to chodzi.

Kampania dotycząca szczepionek nie poruszała żadnych merytorycznych problemów, które były w Raporcie ale sprowadzała się do bezpośredniego atakowania personalnego mnie, chociaż autorem był zupełnie kto inny. Czyli zamiast ad rem to ad personam. Tak się zawsze postępuje kiedy brakuje argumentów. Jedynym autorytetem, na który powoływali się zwolennicy szczepień, był Andrzej Szczypiorski. Skąd inąd znana postać ale zupełnie bezwartościowa jako ekspert medyczny.

W tej sytuacji nasuwa się pytanie: "Jeżeli mały artykuł narobił tyle zamieszania, to o co tutaj chodzi"?

Moi adwersarze powołują się na dobro społeczne. Jest to stary wyświechtany slogan, szczególnie w tym przypadku. No bo po pierwsze: każdemu studentowi medycyny wiadomo, że przeciwciała powstają po kilkunastu dniach, najczęściej tygodniach od zaszczepienia. Jak więc w takiej sytuacji dopuszczono do szczepień w czasie powodzi. Osłabieni warunkami środowiskowymi ludzie byli narażeni na dodatkowe czynniki chorobotwórcze. Powodowało to możliwości wystąpienia istotnego pogorszenia stanu zdrowia u szczepionych. Tym bardziej wątpliwa była to akcja, ponieważ żadnego ogniska endemii w terenie powodzi nie było. Nie słyszałem, aby Państwowy Zakład Higieny, czy też podległe mu wojewódzkie San-Epidy, wystąpiły z zakazem szczepień w tych ciężkich i wyjątkowych warunkach (nigdzie na świecie nie stosowano takiej praktyki). Radio i prasa podawały wręcz odwrotne komunikaty, nawołujące do szczepień. Innymi słowy, opróżnianie magazynów z zaległych zapasów szczepionek nie było podyktowane dbałością o zdrowie społeczeństwa.

Nie był to jedyny przypadek takiego postępowania. Światowa Organizacja Zdrowia bodajże w roku 1976 stwierdziła, że szczepienia przeciwko ospie mają być zakończone, bo ospy już nie ma. A co robią nasi specjaliści? Przez kolejne 2- 3 lata nadal szczepią ponad 500 000 dzieci rocznie na ospę czyli na chorobę której już nie ma.

Przed kilkoma dniami odbyło się w Gdyni spotkanie, na którym "ekspedycja warszawska" też poruszała problem szczepień. Mały Raport Alana Philipsa urósł wg organizatorów tej konferencji do ruchów antyszczepieniowych! Nadal dominowało pomieszanie danych, miejsc, i czasu odnośnie szczepień. Np. jako sukces szczepień prof. Magdzik podał fakt zniknięcia ospy prawdziwej jako choroby zakaźnej już po 176 latach stosowania szczepień. To jest po 8 pokoleniach.

Każdy kto samodzielnie umie myśleć musi przyznać, że trudno to uznać za sukces. Nauka zna fakty zniknięcia jakiejś groźnej choroby w znacznie krótszym okresie. Np. choroba zwana "angielskie poty", która zdziesiątkowała gdańszczan na początku XVIII wieku, trwała tylko ok. 4 pokoleń. No ale oczywiście szczepień wtedy nie było. Przykładów takich można podać bardzo dużo.

Gruźlica, choroba która żniwo zbierała podczas wojen napoleońskich, dopiero po 4 pokoleniach ofiar doczekała się odkrycia bakterii ją powodującą. Trzeba było czekać następne trzy pokolenia, aby odkryć lek na gruźlicę (streptomycyna 1943 rok). A obecnie pomimo szczepień w Polsce mamy istotny wzrost zachorowań na tą ciężką chorobę. Podobnie płonnica, pomimo szczepień wykazywała w początku lat 90-ych istotny wzrost zachorowań.

Moi adwersarze podają, że brak w Polsce danych o powikłaniach. Naturalnie to prawda. Ale dlaczego w żadnym punkcie szczepień nie ma druków o powikłaniach?. Dlaczego rodzice nie dostają odpowiedniej informacji. Dlaczego każdy rękoczyn na ciele pacjenta wymaga podpisania zgody, z wyjątkiem wprowadzenia do jego organizmu obcych czynników.?!!!

Wyrywkowa kontrola w punktach szczepień w Polsce wykazała, że ich pracownicy w ogóle nie widzieli tych druków. Po drugie, szczepienia wprowadzono pod koniec lat czterdziestych, a dopiero w 1991 Minister Zdrowia wydał rozporządzenie o konieczności ewidencji powikłań. Czyli przez 40 lat komuś było bardzo na rękę, aby tych powikłań nie ujawniać. A przecież jest to obowiązkiem właśnie m.in. autorów konferencji w Gdyni oraz Wojewódzkich Stacji Sanitarno Epidemiologicznych.

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że w okresie ostatnich 12 lat, instytucje zajmujące się szczepieniami nie przedstawiły ani jednej pracy naukowej uzasadniającej ich stosowanie. Natomiast produkują prace będące przepisywaniem roczników statystycznych.

Dotyczy to nie tylko powikłań po szczepieniach czy też innych metodach leczenia. Sprawa utajniania była prosta w dobie przedkomputerowej. Bardzo trudno było udowodnić jakieś powikłanie. W obecnej sytuacji, gdzie każdy w domu może sobie sprawdzić, czy występowanie powikłań jest statystycznie częstsze czy też nie, utajnienie danej sytuacji jest trudniejsze. I to jest jedna z przyczyn tego szumu.

Gdyby Wojewódzkim Stacjom Sanitarno - Epidemiologicznym zależało tak na ochronie zdrowia społeczeństwa, to by nie dopuściły do wprowadzenia szczepień przeciwko kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych w naszym województwie, w którym od 40 lat nie notowano żadnego przypadku tej choroby. Państwowy Zakład Higieny w 1994 roku nie umiał podać uzasadnienia tej kampanii przeciwko kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych. Nie umiał podać nawet zasad, którymi się kierował, zezwalając na masowe szczepienia. Gdyby naprawdę brano pod uwagę zdrowie społeczeństwa, to WSSE wielokrotnie informowałyby i ostrzegały mieszkańców województwa o nieużywaniu past do zębów zawierających fluor z powodu 300 - 700 % przekroczenia norm skażenia fluorem. I tak wbrew zaleceniom Instytutu Matki i Dziecka z Warszawy (dane z 1995 roku) WSSE nadal popiera fluoryzację przymusową w szkołach.

Wbrew kolejnym pismom Naczelnika Wydziału Ochrony Środowiska Gminy Gdańsk o konieczności wprowadzenia zakazu stosowania past z fluorem Wojewódzki Inspektor Sanitarny zachowuje dyplomatyczne milczenie. A pisma te, ostrzegające przed fluorozą, po raz pierwszy pojawiły się przed 4 laty. W woj. częstochowskim wprowadzono zakaz sprzedaży past z fluorem. A u nas nie!!! Tak więc jest to kolejny przykład mody a nie prowadzenia profilaktyki.

Ale za to w Gdańskiem WSSE wprowadził promocję (rabaty) przy zakupie szczepionek przeciwko żółtaczce. Czyli innymi słowy traktuje się szczepionkę podobnie jak każdy inny towar np. kosmetyki czy biustonosze, na których można zarobić.

Mało tego, WSSE wymagają szczepień przeciwko żółtaczce zakaźnej przed każdą operacją, co każdy chory doświadcza osobiście. To znaczy, że WSSE twierdzą, że na salach operacyjnych jest tak brudno, że pacjent może ulec zakażeniu. Tylko dlaczego nikt nie słyszał o wydanym zarządzeniu zamknięcia sali operacyjnej z powodu wyhodowania wirusów po sterylizacji?. Innymi słowy WSSE nie umie udowodnić zakażenia chirurgicznego ale znalazła uzasadnienie sprzedaży szczepionek. Chociaż wiadomo, że źródłem zakażenia z równym prawdopodobieństwem może być stosunek seksualny albo zakażony pokarm. Dawniejszy podział na tzw. żółtaczkę pokarmową i wszczepienną od ponad 15 lat jest nieaktualny. O tym wiedzą wszyscy zainteresowani. Ale nie znana jest żadna akcja WSSE zamykająca restauracje, które nie posiadają wypalarek do mycia naczyń. Nawet większość szpitali nie posiada takich urządzeń. A szkoły, a przedszkola? Czyli nie szczepienia są problemem ale czystość. O tym donosi Raport.

Policzmy. Odpowiednie instytucje wymogły na Państwowych Lasach zakup 10000 szczepionek przeciwko kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych. Doprowadziły do tego, że nawet Urząd Wojewódzki w Gdańsku zakupił szczepionki. Jedna szczepionka kosztowała 120 złotych, co daje łącznie 1200 000 zł czyli dwanaście starych miliardów. Łącznie z poszczególnymi województwami może ta akcja przekroczyć sumę 50 miliardów złotych, które to pieniądze teoretycznie przekazano na służbę zdrowia.

Ponad dwieście tysięcy szczepień w okresie powodzi po ok 30 zł daje tylko w okresie jednego miesiąca sumę 6 000 000 zł. ,czyli 60 miliardów starych złotych.

Tak więc problem sprowadza się do pieniędzy, które można zarobić lub nie. Podaję tutaj dla przykładu dyrektorów rozmaitych przedsiębiorstw, do których zgłaszają się komiwojażerowie przemysłu szczepionkowego np. przeciwko grypie, namawiając do korzystnej transakcji. Tylko dla kogo ta transakcja jest korzystna?!!! Wiadomo, że prowizja dla sprzedającego wynosi co najmniej 10% wartości transakcji."

Poniżej drukujemy pismo przesłane do Tygodnika Angora. Pomimo wydrukowania części materiałów dotyczących szczepień, Redakcja obawiała się postawić sprawę jasno i nie wydrukowała poniższych pytań.

W.Sz.P. Piotr Różycki Redaktor Naczelny Tygodnik Angora

W nawiązaniu do publikacji na temat szczepionek, dziękując za zamieszczone teksty proszę o podanie kilku uwag, tym razem całkowicie moich, na powyższy temat.

Po pierwsze, o tym jak nabrzmiałym w społeczeństwie fachowym musi być temat szczepień, świadczy fakt, że zwolennicy tej metody bronią jej jak ksiądz Kordecki Częstochowy. W medycynie fachowej np. w kardiologii mniej więcej co 5 lat zmienia się rodzaj leków i nikomu to nie przeszkadza, a tutaj taki szum, że aż ministerstwo musi reagować na przedruk artykułu z prasy zachodniej. Dlaczego?!!!

Dlaczego zamiast fachowej dyskusji, same inwektywy i pomówienia znajdują się w ustach zwolenników szczepień. Jakby nie zauważali, że w Polsce obowiązuje od paru lat Deklaracja Praw Człowieka, której artykuł 19 gwarantuje wolność swobodnej wymiany myśli, bez względu na granice itd. Dlaczego w całym tym zamieszaniu nikt nie zwraca uwagi na łamanie praw pacjenta chociaż Ustawa taka w Polsce obowiązuje?

Podane przez PZH (Państwowy zakład Higieny) informacje w rodzaju cyt: "na choroby, na które stosuje się szczepienia ochronne od lat, w 1997 roku w Polsce zachorowało 2467 osób, ale 16 spośród nich umarło... w tym samym czasie na pięć chorób, na które nie stosuje się szczepionek, zachorowało aż 405510 osób ale zmarło tylko 13". Gdyby nie daj Boże na te szczepione choroby zachorowało więcej, to żniwo śmierci byłoby tragiczne. Zwykła statystyka wykazuje, że prawdopodobieństwo zgonu dla osób szczepionych wg danych Ministerstwa cytowanych powyżej wynosi 0.65%, natomiast dla osób nieszczepionych 0.003% tj. o 20 000% częstsze.(różnica istotna statystycznie). No cóż, mnie Autor tych danych nie przekonał do szczepienia jako metody panaceum dla wszystkich. Tak więc należy przejść do sedna sprawy. Od pierwszego stycznia 1999 roku mają zacząć działać Kasy Chorych. Kasy te mają ponosić cały ciężar opieki medycznej. I tutaj jest pies pogrzebany. Urywa się źródło dochodów. Jeżeli Kasy Chorych mają pokrywać wszelkie koszty, to także szczepień. Czyli rodzi się pytanie, czy nadal ten sam urzędnik będzie narzucał "Bezpłatne szczepienia" (A swoją drogą kto obecnie taki infantylne slogany powtarza) poszczególnym Kasom. Czy też Minister Zdrowia zostawił sobie rezerwy finansowe na te szczepienia?. Czy też p. Balcerowicz będzie przyznawał dodatkowe pieniądze? Są to w sumie astronomiczne pieniądze. Jak podało Ministerstwo Zdrowia w Polsce wykonuje się ponad 10000 000 szczepień po 50 - 100 zł za zastrzyk, >a więc walka idzie o około 5 bilionów do ponad 10 bilionów starych złotych. I dlatego panuje takie rozsierdzenie.

Jest więc o co się bić, bo przecież oficjalnie są to pieniądze przeznaczane na służbę zdrowia. To zamieszanie, ten strach przed utratą panuje szczególnie w sanitarno epidemiologicznych stacjach. Przecież te instytucje powołane do kontroli stanu sanitarnego od pewnego czasu zaczęły zajmować się handlem szczepionkami. Organizują dni promocji sprzedaży, zupełnie tak, jak podczas sprzedaży kosmetyków czy też biustonoszy. Jednocześnie nigdzie nie podano o zamknięciu jakiejkolwiek placówki z powodu brudu pomimo, że w szkołach brak odpowiedniej liczby ubikacji i mydła.

Ad rem. Poniżej przedstawiam pytania, które powinny zostać publicznie zadane i na które powinna zostać udzielona publicznie odpowiedź przez odpowiednie urzędy.
  1. Kto i na jakiej zasadzie wprowadza na rynek polski nowe szczepienia? Dlaczego opracowania o wprowadzaniu nowych szczepień, ich konieczności są tajne, nigdzie nie publikowane, a PZH odmawia ich udostępnienia?

  2. Dlaczego ta sama grupa ludzi, która wprowadza szczepionki następnie kontroluje ich skuteczność i ocenia powikłania?

  3. Dlaczego wojewódzkie stacje sanitarno - epidemiologiczne i cały ten pion, z założenia utworzony do kontroli, zajmuje się handlem szczepionkami? Jest tajemnicą poliszynela, że zysk wynosi do 30% ! wartości szczepionki.

  4. Dlaczego w punktach szczepień w ogóle nie wiedzą o konieczności notowania powikłań oraz brak jest druków potrzebnych do wypełnienia? Dlaczego generalnie lekarze pediatrzy nie znają zasad zbierania informacji o powikłaniach poszczepiennych?

  5. Dlaczego system zbierania danych jest niezależny od systemu prowadzonego przez Instytut Leków? Czyżby szczepionka nie była lekiem?

  6. Kto i kiedy rozliczy sprzedaż leśnikom 10 000 szczepionek wartości 120 zł każda przeciwko kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych w województwach, w których od 40 lat nie notowano tej choroby. Innymi słowy przelano 1200 000 nowych złotych bez uzasadnienia medycznego, społecznych pieniędzy do prywatnej kieszeni.

  7. Kto i kiedy rozliczy odpowiednich urzędników PZH z prowadzenia szczepień w czasie powodzi? Szczepienie w tym okresie nie tylko, że było bezzasadne ale nawet szkodliwe dla szczepionych. Uczy się o tym studentów, że przeciwciała po szczepieniu powstają dopiero po kilkunastu ? kilkudziesięciu dniach. Czyli generalnie ok. 2 do 6 miesięcy po powodzi. A w okresie poszczepiennym następuje osłabienie odporności. Zysk dla przemysłu szczepionkowego w ciągu jednego miesiąca wyniósł około dziesięciu milionów nowych złotych czyli około stu miliardów starych złotych. Pieniądze te zostały wydatkowane z funduszy służby zdrowia w sytuacji ciągłych braków na podstawowe leki np. kardiologiczne.

  8. Dlaczego w Biuletynie Epidemiologicznym wydawanym przez PZH od prawie 20 lat brak jakiejkolwiek pracy naukowej uzasadniającej stosowanie, wprowadzanie takiej a nie innej szczepionki.
Jeszcze raz powtarzam, (tym razem J. Jaśkowski nie Philips) jest to bardzo poważny problem wydatkowania bez żadnej kontroli społecznej około 10 bilionów starych złotych, bez zgody sejmu, budżetu NIK-u itd. Czas najwyższy się temu przyjrzeć. Mówiąc o oszczędnościach w Służbie zdrowia Premier Balcerowicz ma w tym przypadku pełną rację.

P.S.
Jeżeli tak ma wyglądać reforma służby zdrowia przygotowywana przez powyższych decydentów to nie wróżę jej sukcesu. W całym tym bałaganie i chęci zysku zginął zupełnie pacjent. Przecież obowiązująca Ustawa gwarantuje pacjentowi możność wyboru takiej a nie innej metody leczenia w każdym przypadku z wyjątkiem szczepień jak się okazuje. Nie należy zapominać, że PZH to jest ten sam zakład który po wybuchu w Czarnobylu w podobny sposób zapewniał, że nic nam nie grozi.
Dr n. med Jerzy Jaśkowski Gdańsk 1998.06.30

Źródło: forum.gazeta.pl






Odwiedzających: © Paweł kwiecień/maj 2007 r.